Od 13 lat jestem lekarzem weterynarii. Studia ukończyłem na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej na Uniwersytecie Warmińsko – Mazurskim w Olsztynie.
Z leczeniem krów związany jestem już od studiów, a z samą weterynarią od czasów praktyk w liceum w całodobowej klinice w Bydgoszczy. W swojej pracy zajmuję się głównie prowadzeniem rozrodu i zarządzaniem stadami krów mlecznych. W swojej pracy dbam o całe stado, ale liczy się dla mnie dobro każdego zwierzęcia. W 2020 roku ukończyłem także specjalizację z zakresu rozrodu zwierząt.
Od 2016 roku jestem współwłaścicielem Przychodni Weterynaryjnej Centrum Zdrowia i Rozrodu Zwierząt w Radziejowie. Od wielu lat szkolę i uczę studentów, lekarzy oraz techników weterynarii, tak by zarazić ich moją pasja do pracy w terenie.
Od 2021 w mediach społecznościowych działam jako cowdoctor, pokazuję, jak wygląda praca lekarza weterynarii od dużych zwierząt, chcę „odczarować” ten zawód oraz hodowlę krów, a także edukować i wspierać studentów i młodych lekarzy, tak by wybierali swoje życie zawodowe świadomie i uniknęli wypalenia zawodowego.
Zapraszam do śledzenia mojego profilu cowdoctor.pl w mediach społecznościowych (instagram, facebook, tiktok i youtube).
Co skłoniło Cię do podjęcia się pracy z bydłem? Czy był to zamysł od samego początku?
Chciałbym zacząć od tego, że nie lubię określenia „bydło”. W pracy, jak i życiu prywatnym używam takich określeń jak „krowy”, „krówki”, „mućki” i „Milki”. Zwierzętom gospodarskim również należy się szacunek, dlatego uważam, że „bydło”, mimo że jest określeniem naukowym, to kojarzy się negatywnie i nie należy do najładniejszych.
A co mnie skłoniło do pracy z krowami? Przez pierwsze lata studiów weterynaryjnych, byłem pewny, że będę pracować z psami i kotami. Moje plany zmieniły się na czwartym roku studiów, kiedy zobaczyłem, jak wygląda praca z krówkami. Przepadłem od razu, bo odnalazłem przestrzeń, w której mogę się spełniać. Zacząłem się interesować tą tematyką, uczyć i zdobywać doświadczenie. Wiedziałem, że znalazłem swój obszar, w którym pomimo wielu trudności, mogę się spełniać jako lekarz weterynarii.
Jakie przypadki stanowią dla Ciebie największe wyzwanie?
Lekarz weterynarii zajmujący się krowami oczywiście musi dbać nie tylko o pojedyncze krowy, ale o całe stado.
Największym wyzwaniem jest więc zadbanie o zdrowie całego stada, poprzez dobór odpowiedniej profilaktyki, odpowiednio prowadzonego rozrodu i odpowiednich warunków utrzymania zwierząt. To wszystko musi się spinać, żeby zwierzętom żyło się dobrze.
Oczywiście pojedyncze przypadki to również wyzwania. Osobiście kocham chirurgię, uwielbiam trudne przypadki chirurgiczne i w tym czuję się jak ryba w wodzie. Przykładowo są to cesarskie cięcia lub przemieszczenia trawieńca, czyli takie operacje na otwartej jamie brzusznej.
Niestety przypadki, którym nie możemy pomóc zawsze odbijają się na naszej psychice i to one są chyba najtrudniejsze.
Hodowcy zwykle pomagają, czy jednak przeszkadzają?
Z reguły pomagają.
Każdemu hodowcy zależy, aby zwierzęta miały jak najlepiej. Czasami wynika to z empatii hodowcy, który po prostu chce pomóc zwierzęciu i zapewnić mu jak najlepsze warunki. Czasami wynika to z aspektu ekonomicznego, a więc jeśli zwierzętom będzie się dobrze żyło i będą zdrowie, to oczywiście hodowca będzie miał z tego pieniądze. Bez względu na to co jest źródłem motywacji, zapewnienie dobrostanu i zdrowia zwierząt jest w tej branży kluczowe.
Oczywiście jest kilka aspektów, w których hodowcy mogą dodatkowo pomóc lekarzowi weterynarii. Zaczynając od takich najprostszych jak przytrzymanie zwierzęcia do badania, czy do pobierania krwi, po takie jak słuchanie i wprowadzanie w życie naszych wskazówek, wspólne rozwiązywanie problemów całego stada, trzymanie się zaleceń związanych z leczeniem czy zaleceń żywieniowych.
Zawsze powtarzam, że w relacji hodowca – lekarz weterynarii, najważniejsza jest szczerość i współpraca😉

Jakie są główne myśli, które pragniesz przekazywać swoim obserwującym?
Przede wszystkim chciałbym edukować hodowców i wszystkich tych, którzy są związani z hodowlą krów w Polsce. Chcę pokazać, że zwierzęta mogą żyć w dobrostanie i stale możemy podnosić warunki ich życia.
Drugim celem jest edukowanie studentów, techników weterynarii, zootechników i lekarzy weterynarii, jak można podchodzić do hodowli i leczenia zwierząt gospodarskich oraz uczę zasady, by na pierwszym miejscu zawsze stawiać dobro zwierzęcia.
Moją dodatkową misją jest to, aby studenci i młodzi lekarze weterynarii nie wypalali się zawodowo. Chcę im pokazać, że da się pracować w dużych zespołach, w których jest możliwość rozwoju, zdobywania cennego doświadczenia i wiedzy. Podkreślam jednak, że zawsze trzeba znaleźć przestrzeń na odpoczynek, czas dla rodziny i swoje pasje. Brak balansu w życiu, bardzo często prowadzi do wypalenia zawodowego, które nierzadko prowadzi do samobójstw. Jesteśmy niestety na drugim lub trzecim miejscu w niechlubnym rankingu zawodów, w których odsetek samobójstw jest największy.
Największy kłopot zaraz po ukończeniu studiów?
Największy problem to zderzenie się z rzeczywistością pracy lekarza weterynarii w terenie. Niestety bardzo często związane jest to z koniecznością bycia dostępnym 24 h przez 7 dni w tygodniu. Na początku swojej drogi zawodowej trafiłem do małego gabinetu, gdzie byłem sam, szef mi nie pomagał, nie mogłem liczyć na innych współpracowników, bo ich po prostu nie było. Byłem wykończony psychicznie i fizycznie, z dnia na dzień traciłem motywację do dalszej pracy. Dlatego gdybym mógł cofnąć się w czasie, na pierwszą pracę szukałbym miejsca, gdzie mógłbym pracować w większym zespole.
Złota rada dla hodowców?
Zawsze warto współpracować. Słuchajcie i stosujcie się do zaleceń lekarza weterynarii, ale także zaleceń doradców żywieniowych. My jako lekarze, również powinniśmy słuchać i rozmawiać z hodowcami, bo tylko wtedy, kiedy współpracujemy możemy osiągnąć coś więcej i być o krok do przodu przed innymi.
Autor: Patrycja Załęcka